Biblia Tysiąclecia-------------------------------------powrót na stronę główną------------------------------------Liturgia Godzin

czwartek, 1 stycznia 2015

Kim jest Bóg? Historia mojego nawrócenia. Autor: Pomocnik Maryi.

K.P. - Mojemu Bratu w Chrystusie, żeby odnalazł drogę do Boga...

Nigdy nie jest za późno na to, żeby wrócić do Boga albo w Niego uwierzyć.
Serdecznie dziękuję Autorowi zdjęcia za możliwość wykorzystania tego obrazu.
Dziękuję też Bogu, który stanął między mną, a Otchłanią, w którą spadałam.
Jezu! Ufam Tobie i jestem Twoja!





Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan, szczęśliwy człowiek, który się do Niego ucieka. Ps 34,9.

Kim jest Bóg? Kim jest ten, który mnie umiłował i stanął między mną, a Śmiercią?
To pytanie stawiam sobie od dnia, w którym spotkałam Boga i się nawróciłam.
Tamto spotkanie było niespodziewane i tak mną wstrząsnęło, że odmieniło moje życie. Sprawiło, że zaczęłam inaczej postrzegać otaczającą mnie rzeczywistość i inaczej patrzeć na ludzi, których mijam na ulicy.

Gdybym wcześniej wierzyła w Boga, to nie byłabym aż tak bardzo zaskoczona tym co mi się przydarzyło. Nie szukałam Go jednak, bo sądziłam, że nie istnieje. Był dla mnie tylko piękną ideą i zmyśleniem - bajką zrodzoną z ludzkiej tęsknoty za lepszym światem, w którym wszyscy są dla siebie dobrzy.

Kim jest Bóg? Kim jest ten, którego spotkałam w dniu, który poprzedził moje nawrócenie? NIE WIEM, ale wiem że Bóg istnieje naprawdę i jest Osobą. Tamtego pamiętnego dnia ukląkł przy mnie i gorzko zapłakał. Tamtego dnia pochylił się nade mną, podniósł mnie z prochu i w rozbłysku sekundy otworzył przede mną Niebo, o którym mówią, że jest przebywaniem w Oślepiającym Świetle Bożej Miłości.

Spotkałam Boga, który dotknął mojej duszy, ale nie potrafię powiedzieć ani jak wygląda, ani w jakim zakątku Wszechświata znajduje się Jego Ojczyzna. W tym co mi objawił o sobie nie ma nic ponad to, co się o Nim mówi: że jest Miłością, nieskończoną i nieogarnioną, Życiodajnym Światłem, Zdrojem Miłosierdzia, że daje się nam w sakramentach... Wiem także, że jest zawsze bliżej nas niż sądzimy, chociaż Go nie widzimy, nie słyszymy i nie czujemy naszymi zmysłami. Przemierza ścieżki naszych myśli. Zagląda do naszych serc. Opatruje i uzdrawia nasze zranienia. Każdy z nas jest dlań bezcenną perłą, której strzeże i nad której utratą gorzko płacze. Ktoś powie, że to tylko słowa, że mam bujną fantazję i przyśnił mi się sen o Bogu, którego unicestwiłam w swoim sercu, ale bez którego nie potrafiłam żyć. Byłoby to prawdą, gdyby nie to, że czasem o wiele łatwiej jest umrzeć niż żyć. Ja w tamtym momencie mojego życia doszłam do miejsca, w którym śmierć była najlepszym rozwiązaniem, bo stanowiła uwolnienie od wielkiego, wgniatającego w ziemię cierpienia. Nie trzymało mnie tutaj nic a na tamtą stronę  -  do Świata Cieni i Kojącej Ciszy - nęciło wszystko. Bóg wtedy zagrał o moją duszę va banque i na szalę rzucił swoją Miłość. Nie wiedział jakiego dokonam wyboru... Czy można pozostać obojętnym na taką Miłość - na wszechogarniające, przenikające do głębi i przemieniające nas uczucie, którego owocem jest bezpieczeństwo oraz świadomość bycia w dobrych rękach? Oniemiałam, bo jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś, kto by tak mocno kochał całą swoją istotą drugą osobę. Przy tej Miłości momentalnie stygnie najgorętsze z ludzkich uczuć a nasza zdolność miłowania okazuje się anemiczna i blada.

Nie wiem Kim jest Bóg ani na jakiej z odległych gwiazd mieszka. Od dnia jednak, w którym objawił mi się, zstępując z Nieba w kuli złotego światła, moje serce płonie pragnieniem poznania Go i życia w Jego bliskości. Bacznie wokół się rozglądam, układam słowa znanych modlitw w bukiety i nasłuchuję Jego kroków, bo wiem, że jest wszędzie, że jest w każdym, najnędzniejszym nawet człowieku, że jest w biciu mojego serca i najlżejszym oddechu, którym go przyzywam, wysławiam i wielbię. Moim największym pragnieniem jest być zawsze blisko Boga, bo wiem, że Życie to On i poza Nim nie ma nic. Kojąca Cisza Nieistnienia to tylko bezdenna i lodowata pustka samotności pełna bólu, to nieprzenikniona ciemność, w której się pogrążałam coraz bardziej i bardziej, zanim nie pojawił się On i nie nastała Jasność. Najważniejsze to być blisko Boga i nie stracić Go z oczu. On jest Prawdą, Drogą, Życiem i Zmartwychwstaniem. Wszystko inne jest tylko dodatkiem do istnienia. Moje życie nie zamieniło się w sielankę w dniu nawrócenia. Nie doznałam cudownego uzdrowienia z chorób. Wszystko jest takie jak dawniej - zwyczajne. O wiele łatwiej jest mi jednak teraz zmagać się z codziennością i dźwigać z upadków. Wiem, że istnieje Ktoś, kto zawsze kroczy przy mnie, kto mnie nigdy nie opuści, kto mnie nigdy nie zawiedzie i na kim mogę zawsze polegać, bo swoją Miłość do mnie wykuł w Krzyżu i wyrzeźbił w ciszy kroplami krwi. Od dnia mojego nawrócenia Krzyż jest dla mnie szczególnym znakiem -  pieczęcią Bożej Miłości. To ostatnia deska ratunku dla tonącego w rozpaczy człowieka i brama, która wiedzie prosto do Nieba.

Czy miałabym odwagę trwać na Golgocie Życia, gdyby nie Góra Tabor Bożego Objawienia, które dokonało się ze względu na mnie i tylko dla moich oczu? Czy uwierzyłabym, gdyby nie ukląkł przy mnie Bóg i nie pokazał mi wspaniałości Nieba, które jest Życiodajnym Światłem, Świętą Ciszą i niewyobrażalnym Szczęściem, przepełniającym każdego kto przebywa w bliskości Boga? Błogosławieni, którzy uwierzyli, a nie widzieli, ale jak uwierzyć w Bożą Miłość, gdy się jej nie odczuje na własnej skórze a jedyne z czym obcujemy to duchowa pustka i uczucie osamotnienia? Od czasu mojego nawrócenia mam dwa największe pragnienia, które przytłumiają inne. Chcę być zawsze blisko Boga i kroczyć w Jego Światłości, bo trwać w Nim to żyć. Chcę też, żeby wszyscy ludzie żyjący z dala od Niego skosztowali słodyczy Jego Miłości i się w Niej rozsmakowali.

Boża Miłość jest niepojęta. Im większa nasza nędza, tym jest Ona mocniejsza i z większą siłą w nas uderza ogromem Miłosierdzia. Ta Miłość chce nas przyciągnąć ku sobie i uświęcać, ale to od nas zależy czy Jej na to pozwolimy, czy zachwycimy się Nią i damy porwać a potem przemieniać. Wiem, że nikogo nie przekonam o tym, że Bóg jest, że istnieje naprawdę, że nas kocha - bo to trzeba poczuć i tego trzeba doświadczyć - ale modlę się o łaskę wiary dla pozbawionych nadziei, wzgardzonych i pozostawionych samym sobie. Przy nich też klęka w tej chwili Bóg i gorzko płacze. [1] Czy usłyszą w swoich sercach ten przejmujący szloch? Czy rozpoznają w chaosie myśli głos samego Boga, który przywołuje ich do siebie, bo chce ich przygarnąć, ukryć w swoich ramionach i ocalić przed Nicością oraz Wieczną Pustką, która czeka na tych, którzy odrzucili Bożą Miłość i skoczyli w Otchłań?


Joanna - Ruch Pomocników Matki Kościoła




[1] Dwa razy usłyszałam płacz z Nieba. Pierwszy raz zapłakała nade mną Matka Boża z obrazu, który wisiał nad moim łóżkiem, gdy miałam siedem lat. Zlekceważyłam wówczas tamto zdarzenie i szybko puściłam w niepamięć słowa Maryi, która cała we łzach, grożąc mi palcem, spojrzała na mnie ze smutkiem i powiedziała głosem pełnym bólu: Dziecko! Dlaczego TY się nie modlisz!? Byłam dzieckiem i zbagatelizowałam tamten sen. Potraktowałam go jak jedną z bajek z telewizora, przed którym przesiadywałam namiętnie podczas pobytu mojej mamy w szpitalu. Nie byłam religijna - nie żyłam w przeświadczeniu o istnieniu Boga - i nie byłam świadoma zagrożenia. Nie myślałam o tym, że mogę stracić matkę i cieszyła mnie większa swoboda, którą wtedy miałam. Drugi raz zapłakał nade mną sam Bóg, ale to był taki płacz, który przeszywa na wylot i nie pozwala na obojętność.  Od tamtej pory wiem, że żadna z naszych skarg - choćby wyszeptana w głębi naszego jestestwa - nie pozostaje bez echa w sercu Boga. On słyszy każde nasze westchnienie i każdą myśl. On zawsze jest bardzo blisko nas i tylko my jesteśmy ślepi na Jego współczującą i miłosierną obecność.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz